Minie wiele czasu nim pojawią się smoki. Właściwie to wiele czasu minie gdy pojawi się ten właściwy... "Powoli dochodę do wniosku, że świadomość tego jak zakończy się historia sprawia, że czuję jeszcze wielką chęć pokazania więcej... Odkrycia rąbka kolejnej tajemnicy..." Muzia i Nutka Klik!
Gdy tylko moje palce zacisnęły się na rękojeści noża kilka wilków wydobyło z siebie głuchy warkot. Kobieta przyjrzała mi się badawczo.
- A co to zmienia? Kim jesteś ty? Kim ja? Możesz odejść kiedy tylko zechcesz i już nigdy się nie spotkamy. Jestem tylko pół-elfką druidką, nie szatańskim stworem z ciemności. Nie musisz na mnie patrzeć, tylko zjedz... - Mimo jej słów poczułam się źle. O mieszańcach słyszałam wiele. Pół ludzie, pół elfy krążący w poszukiwaniu zemsty za swoje krzywdy. Jak zjawy z ciemności. Spojrzałam podejrzliwie na potrawkę ale nie dostrzegłam nic podejrzanego oprócz kawałka jakiegoś grzyba. W zimie... No tak, druidka. Leśni czarodzieje zajmujący się głownie magią związaną z przyrodą. Dobrzy lekarze. Zastanowiłam się chwilę. Gdyby Louve chciała mnie zbić mogła po prostu zostawić mnie na pastwę drakain. Zerknęłam jeszcze na nią kątem oka i szybko dokończyłam jedzenie. Znalazłam swoje rzeczy, które nie utonęły poprzedniego dnia z moim wierzchowcem i leżały teraz rozwieszone na gałęzi wielkiego buka. Zaczęłam rozglądać się panicznie. Nigdzie nie mogłam znaleźć mojego łuku!
- Tego szukasz? - Ręka druidki podała mi luk. Mruknęłam coś cicho i zaczęłam dalej się pakować. Gdy byłam już gotowa Louve wręczyła mi jakiś pakunek. Uniosłam zdziwiona brew.
- Jedzenie na drogę. - Odpowiedziała na niezadane pytanie kobieta. - Skoro musisz ruszać, ruszaj. Nie miej za złe moim przodkom tego kim jestem młoda elfko. - Spuściłam wzrok ale jej ręce uniosły moją głowę i zmusiły bym spojrzała w jej oczy. - Czeka cię trudna droga Sagitto Telemnara... Nawet nie wiesz jak trudna. Skoro musisz ruszaj. - Przez chwilę wyglądała jakby chciała zrobić coś jeszcze ale moje nieprzychylne zachowanie zraziło ją i puściła moja głowę. Gdy już niemal cała zanurzyłam się w drzewny gąszcz zawołała za mną ostatnie pożegnanie. - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy! I niech bogowie wskażą ci właściwą drogę! - Potem nie słyszałam już nic. Znalazłam się znów w gęstym nieprzychylnym lesie.
***
Poruszałam się mniej więcej według mapy aż doszłam do rzeki. Tam, idąc dalej jej brzegiem kontynuowałam swoją wędrówkę. Po pewnym czasie, zamiast iść normalnym traktem prowadzącym do stolicy skręciłam zgodnie z nakazem Mae w prawo idąc dalej wzdłuż rzeki. Zastanawiało mnie to trochę ale nie sprzeciwiałam się. Kapłanka nie chciała mojej śmierci. Chyba... Czułam też wyrzuty sumienia z powodu druidki i tego, że nie zaufałam jej a ona mimo tego była wobec mnie przyjazna. Podróżowanie pieszo było zdecydowanie trudniejsze niż konno więc musiałam robić częstsze postoje. Poprzysięgłam sobie, że nie wejdę już do lasu, ale nie mogłam tego nie zrobić gdy usłyszałam stamtąd przerażone skomlenie. Paręnaście metrów w głębi lasu leżał młody wilczek. Natychmiast rozpoznałam w nim Curitto. Jego widok ucieszyłby mnie gdyby nie to, że nad leżącym w śniegu wilkiem stał Montauk. Gdy go zobaczyłam poczułam obrzydzenie. Montauki to stwory wielkości dorosłego odyńca, poruszające się na tylnych łapach, z obrzydliwym zniekształconym i powyginanym cielskiem. Ich różowa, nie okryta żadnym pierzem lub sierścią skóra błyszczy się zwykle jak pokryta jakąś mazią. Ten osobnik nie różnił się wiele od obrazków z książek. Możliwe jedynie, że był brzydszy. Duży, twardy, pełen ostrych kolców dziób niebezpiecznie zbliżał się do szyi Curitta. Wyłupiaste, wodniste oczy potwora wypatrzyły mnie i wydał z siebie przeciągły klekot by odstraszyć mnie od swojego posiłku. Ale ja już celowałam w jego odsłoniętą szyję. Klekot przerodził się w charkot gdy pocisk przeleciał tuż obok zniekształconej głowy potrwora. Wystarczyło kilka susów i już stał tuż nade mną. Był tak blisko, ze wyciągnęłam miecz. Gdy go zobaczył Montauk zadrżał i odsunął się nieco. Kątem oka dostrzegłam jak Curitto wstaje z pod drzewa cały we śniegu i szykuje się do skoku na potwora. Nie mogłam przyglądać się dłużej gdyż w tym momencie Montauk wyciągną dziób usiłując wyrwać mi kawał mięsa z uda. Cięłam z prawej i z jego boku trysnęła krew. Mimo przerażenia machnęłam mieczem raz jeszcze raz a potwór cofnął się rycząc z bólu. W tym momencie Curitto skoczył na niego od tyłu i powalił na śnieg. Dostrzegłam okazję i wbiłam mu ostrze w szyję odcinając głowę. Miecz wypadł mi z drżących palców. Stałam oniemiała przez chwilę nad truchłem, obserwując skaczącego dookoła i powarkującego słodko wilka. Zupełnie jakby jeszcze przed chwilą nie skakał z przeraźliwym warkotem na większe od siebie zwierze. Adrenalina powoli opadła i poczułam straszliwe zimno. Wyczyściłam miecz o śnieg i włożyłam go z powrotem do pochwy. Przypomniałam sobie, że znajduję się w lesie pełnym obrzydliwych, strasznych i głodnych potworów i jak najszybciej mogłam wróciłam do rzeki. Ku mojemu zdziwieniu Curitto podążał za mną, w pewnej odległości i kryjąc się po krzakach ale podążał za mną krok w krok. Odmówiłam modlitwę dziękczynną do Vuura - pana łowów i ruszyłam dalej. Nie mogłam uwierzyć w to co się działo, nie mogłam uwierzyć, że nadal żyję.
Mimo radości z tego, że żyję czułam się samotna, brakowało mi dni spędzonych z Colinem, tych w mieście, gdzie wszędzie słychać było rozmowy i śmiechy. Tu panowała cisza, towarzyszył mi jedynie plusk wody w miejscach gdzie rzeka nie była do końca zamarznięta i lodowa pokrywa odłamała się, jak i odległa świadomość obecności wilka. Poza tym nie miałam nic. Gdy nastał zmrok znalazłam miejsce na brzegu rzeki gdzie mogłam rozbić namiot. Było wystarczająco daleko od lasu jak i rzeki. Oczyściłam miejsce ze śniegu, kamieni, szyszek i patyków i rozbiłam w tym miejscu namiot. Znalazłam krzemień i trochę patyków ale zabrakło mi chrustu. Wszytko co normalnie zapaliłabym bez problemu było mokre od śniegu a gałązki, które zapobiegawczo zabrałam zw sobą... Utonęły w niewielkim jeziorku w środku lasu. Szykowała się więc zimna kolacja i jeszcze zimniejsza noc.
- Pożyczyć ci trochę suchych patyków? - Odezwał się głos za mną a ja pisnęłam, podskoczyłam i obróciłam na pięcie z wyciągniętym przed sobą nożem. -Ajajaj! Uważaj! To jest ostre! - Wykrzyknęła driada. W porównaniu do otaczającego mnie krajobrazu jej postać odcinała się wyraźnie, żywym zielonym kolorem. Gdy się zjawiła wszystko nagle ożyło. Trawa u stóp zrobiła się zielona a wokół postaci fruwały motyle. Jednak nie wyglądała na zadowoloną.
- Wybacz... - Schowałam nóż do paska. Kto jak kto, ale driady nie zaliczały się do wygłodniałych bestii. Machnęła ręką.
- Oh, nie ma sprawy. Chcesz trochę gałązek czy nie? Nie po to wstawałam w środku zimy żeby stać na mrozie i z tobą gawędzić. - Tupnęła gdy posłałam jej zdziwione spojrzenie. - Oh! Nawet sobie nie wyobrażasz jak hałasowałaś rozrzucając dookoła śnieg! I rozstawiając ten swój, no... Osłaniacz! - Machnęła ręką w kierunku namiotu. Widocznie od dawna nie miała kontaktu z resztą świata.
- Raczej namiot - Podpowiedziałam usłużnie.
-Mówiłam! A więc chcesz rozpalić ognisko czy nie? - A gdy pokiwałam gorączkowo głową odparła. - Tylko więcej nie hałasuj! - Po czym podeszła do najbliższego drzewa - brzozy - i zniknęła w środku. Po chwili jednak wróciła z całym naręczem suchych badyli.
- Później doniosę więcej - obiecała - Tylko nie za blisko drzew! - Przeraziła się gdy zaczęłam układać kamienie wokół chrustu. Przeniosłam je od strony rzeki ale dziewczyna nadal patrzyła na mnie jak na seryjnego podpalacza. Uznałam, że należy ją zignorować i zajrzałam do pakunku od Louve. W środku znajdował się chleb ze słonecznikiem, trzy bułki nadziewane jagodami i dziczyzna w ziołach. Zagwizdałam cicho z podziwu. Jak na kogoś kto całe życie siedzi w lesie to naprawdę niezwykłe produkty. Podpiekłam jeszcze zająca nad ogniem i zjadłam razem z chlebem.
- Masz niezwykłego towarzysza. - Driada przyglądała się pobliskim krzakom. Podążyłam za jej spojrzeniem i dostrzegłam Curitto. - Myślę, że on cie dopilnuje. Poza tym nie mogę patrzeć jak go jesz. - Wskazała palcem na mięso, które przeżuwałam.
- Wiesz... Dziękuję ci za podpałkę. Miłego snu... - Driada uśmiechnęła się.
- Niech Aarde ma nas wszystkich w swojej opiece. - Odrzekła i zaśmiała się. W jej śmiechu było coś niezwykłego... Świst wiatru, plusk wody, trzepot motylich skrzydeł. Pomachała mi i stopiła się z drzewem.
Znów poczułam się samotna, ale nie aż tak jak poprzednio. Uznałam, że spróbuję szczęścia. Odłamałam kawałek zająca i wyciągnęłam dłoń w kierunku Curitto.
- Zostaliśmy sami przyjacielu... - Mruknęłam do niego i zobaczyłam jak porusza się w krzakach. - No chodź, nie bój się... Curitto... - Wilk powoli wyczołgał się z zarośli i zaczął powoli podchodzić bliżej, z brzuchem przy ziemi. Dostrzegłam szanse i rzuciłam kawałkiem mięsa w jego stronę. Najpierw podskoczył ale zaraz podszedł do niego, podniósł i połknął w całości. Ja już trzymałam drugi.
- Podejdź... Nie bój się... - Powtarzałam wyciągając rękę jak najdalej w jego stronę.
*******************************************
Wilcze oko, siedząca obok Jasnej-bestii-która-kąsa-gorąco wyciągała łapę z jedzeniem. Pachniało dobrze ale nie wiedziałem czy podejść bliżej. Ciągle warczała coś w swojej szeleszczącej mowie i rozumiałem tylko swoją nazwę. W końcu nie wytrzymałem i wziąłem jedzenie bo nie jadłem wiele odkąd wyruszyłem na podróż za Wilczym okiem. Podążałem za Wezwaniem. Wilcze oko wyglądała na zadowoloną. Dała mi więcej jedzenia i zaczęła mnie klepać na grzbiecie. Najpierw powiedziałem jej żeby mnie zostawiła ale nie przestawała i było mi dobrze. Białe oko i jego szczenięta były już długo na dalekim-jeziorze gdy przestała i weszła do swojej nory. Ja czuwałem na zewnątrz na Miękkim Chłodzie, którego w czasie Wielkiego Zimna jest wszędzie pełno. Gdy Białe oko i jego szczenięta zniknęły a zamiast niego przyszło Płonące-oko Wilcza siostra wyszła ze swojej jamy. Bezogony, tak samo Wilcze oko jak i Opiekunka, chodziły bardzo dziwnie, na tylnych łapach. Były przez to wolniejsze i nie potrafiły unikać wielu pułapek ale Wilcze oko nadrabiała polując. Nie polowała jak normalny wilk. Zamiast rzucić się na zwierzynę stała daleko i nie pozwalała mi się zbliżać do długouchego, skaczącego jedzenia. Nagle rzuciła długim latającym szponem i z jedzenia uciekł oddech, który chodził. Zostało same mięso. Była niezadowolona gdy zabrałem je i bawiłem się z Wilczym okiem w przeciąganie zająca. Oddałem go jej bo zabawa mi się znudziła a to ona była przywódczynią naszego stada. Małego ale musiałem iść. Tak kazało Wezwanie. Wilcza siostra zjadła całe mięso oprócz najlepszych wnętrzności, które dała mnie. Bezogony są dziwne. Potem zabrała wszystko razem z Jamą i ruszyliśmy w drogę. Tarzałem się w trawie, której było coraz więcej bo byliśmy coraz bliżej Dużych Bezogonów i ich jam i wszędzie czułem nosem Inność. To przez Inność Miękki Chłód znikał i niepokoiłem się więc powiedziałem o tym Wilczemu oku ale nie słuchała. Szła dalej a nawet jeszcze bardziej się cieszyła im bliżej źródła Inności byliśmy. Z Szybkiej Wilgoci znikał Twardy Chłód aż była całkowicie wolna. Zacząłem skomleć
Wracajmy! Wracajmy! Tu jest inność i Bezogony... Inność nie miała Złego-zapachu ale nie była zupełnie dobra. Dawała jeść, pić i wile rzeczy ale była też zła. Nie-dobra, Nie-zła. Bardzo, bardzo niebezpieczna. Ale Wilcza siostra szła i szła a ja musiałem za nią. Jak kazało Wezwanie. Aż dotarliśmy do Jam Bezogonów. Szybka wilgoć parę wilczych skoków od miejsca gdzie staliśmy spadała w dół.
Skoczyłem na Wilcze oko i przewróciłem ją przepraszająco liżąc w ucho. Wyczułem Zły-zapach. Bardzo bardzo zły. Potem zniknął ale nadal kręciło mnie w nosie. Wilcze oko zaczęła szeleszczeć w swojej mowie i była rozgniewana. Warknęła na mnie żebym wracał do stada z Lasu.
***********************************************************
Zasłoniłam usta rękoma. Uświadomiłam sobie, że odezwałam się po wilczemu. Wilk patrzył na mnie bezradnie i uznałam, że spróbuję znowu. Chciałam powiedzieć, że to nie na zawsze, że jeszcze się spotkamy, bo czułam więź łączącą mnie i Curitto. Od kiedy spojrzał na mnie gdy ocknęłam się pod opieką Louve. Dlatego próbowałam warknąć, że wrócę, że będziemy razem polować ale nie mogłam. W mowie wilków nie ma czegoś takiego jak przyszłość. Powiedziałam jeszcze raz. Rozdzielamy się. Wilk wyglądał na obrażonego i kilkoma susami znalazł się w lesie. Pomodliłam się do Aarde by się nim opiekował. Odwróciłam się a w uszach huczał mi wodospad. Popatrzyłam na miasto. Wielką stolicę - Valiisję i ruszyłam po stromym zboczu. Na spotkanie losu.
Hęęę... Krótkawe ale to z racji, że dodaję teraz częściej. I jestem z tego dumna! Fragment Wilka jest inspirowany KPM Michelle Paver *.* Trochę kulawy ale wystawa psów zrobiła swoje :D. Chyba jestem chora... Dodałam notkę tydzień po ostatniej... Następnym razem dodam za dwa ^^ Napiszę i tydzień poczekam :D Nawet nie wiecie jak długo zajęło mi wymyślanie tytułu >.< W ogóle nota miała być pierwotnie dwa razy dłuższa bo razem z wyprawą na miasto itd ale zrezygnowałam. Jakoś mi się nie chce :> Moje paczałki majom ochotę coś poczytać nie tylko popisać XD I polecajcie coś bo nie wiem co :( Jakiś blogspot (taki, którego nie znam oczywiście) czy cóś... Miłego poniedziałku.
Życzy Kraken i s-ka. :*