Słowo wstępu

To blog o tematyce fantasty. Jeśli jesteś tu pierwszy raz byłoby mi miło gdybyś zapoznał się z regulaminem :) Opowiadanie zawiera brutalne sceny

niedziela, 7 lipca 2013

Nowy początek - List

Kraken dotrzymuje obietnic.
Obiecywałam, że wrócę i tak się stało, co mnie samą nieco zaskoczyło. Dziś dodaję z okazji urodzin (moich), by sobie poprawić humor. Bo na prawdę, nową wenę poczułam :D
Chyba lepszego prezentu nie mogłam sobie sprawić.
I znowu zmieniłam imię bohaterce. Od dziś jest Phelia (takie niesłyszalne "P" z akcentem XD) i tak zostanie!
Poprzednie rozdziały są w trakcie poprawiania :/
Jutro rozdział na IR :3

Obudziły mnie promienie słońca, padające na twarz. Usiadłam w białej pościeli i przetarłam oczy. Jasne światło poranka, widoczne przez okno oświetlało pomieszczenie i odbijało się od budynków na zewnątrz.
Zeskoczyłam prędko na podłogę, by wyjść na balkon ale mięśnie odmówiły mi posłuszeństwa. Osunęłam się na podłogę z cichym jękiem. Jednak po chwili, wysiłkiem woli dźwignęłam się, przytrzymując się łóżka. Włosy i białą, długą koszulę nocną rozwiał wiatr, gdy wolno wyszłam na taras. Śpiew ptaków, rozmowy i odgłosy rozstawiania straganów, towarzyszyły rozpoczęciu się dnia. Odetchnęłam świeżym powietrzem i po chwili rozkoszowania się pięknym dniem wróciłam do wnętrza budynku. 
Położyłam się jeszcze na chwilę, lecz do pokoju zapukała uśmiechnięta służąca i zaprowadziła do łazienki, gdzie mogłam spokojnie umyć się i ubrać. Zjadłam śniadanie w głównej sali na dole i ruszyłam do wyjścia. Zatrzymała mnie gospodyni. Zastąpiła mi drogę i wyciągnęła znacząco otwartą dłoń w moim kierunku.
- A zapłata za śniadanie? - Spytała, zdecydowanie nie tak miłym tonem jak wczoraj, biorąc ode mnie te za pokój.
- Przecież... Zapłaciłam wczoraj. Za dwie noce z rzędu... - Stwierdziłam niepewnie. Tamta wywróciła niecierpliwie oczyma.
- Za noce. Nie jedzenie. Nic nie jest za darmo moja droga. - Wzruszyłam ramionami i wręczyłam należność, po czym wyszłam z budynku.
Musiałam odczytać kolejny list.
Mae dała mi wiadomość, do przeczytania, gdy dotrę na miejsce. Był jeszcze jeden list, lecz zapieczętowany i nie miałam zamiaru go ruszać.
Klucząc uliczkami dotarłam w końcu na jeden z placyków. Okrągły, otoczony potężnymi wierzbami skwerek był jeszcze pusty.
Przed moimi nogami przemknął pies, przypominając mi boleśnie o Curitto. 
Miałam nadzieję, że ma się dobrze.
Przysiadłam na jednej z ławek otaczających znajdującą się na placu sadzawkę, wyjęłam list i otworzyłam go.
Pajęcze pismo kapłanki wody dodało mi otuchy. Było znajome.
Powoli zaczęłam odczytywać wiadomość a początkowy uśmieszek na mojej twarzy zastąpiło niedowierzanie.

Phelio.
Jeśli czytasz ten list, znaczy to, że dotarłaś do Valisjii.
Mam nadzieję, że dotarłaś cał
Nie mam wiele czasu, więc nie będę Cie zadręczać uprzejmościami.
Masz się udać do Pałacu Magów. To jest teraz Twój priorytet. Drugi list daj strażnikowi.
Musisz dostać się na szkolenie i to prawdopodobnie jedyny sposób, żebyś nauczyła się korzystać z magi, która w Tobie jest. Może i nie potężna, ale czuje ją.
I głos, który słyszałaś w czasie Gaudium również powinni zbadać.
Pospiesz się.
Kapłanka Uisce, Mae Esteroth

- Co? - Wymamrotałam. - Do Pałacu Magów? - Uniosłam głowę. Nawet teraz, z takiej odległości mogłam dostrzec marmurowe wieże Khornet - Siedziby najpotężniejszych elfich magów i miejsca nauki. Podobno tamtejsza biblioteka była większa nawet od tej w Zamku Królów.
Pokłady starodawnej wiedzy, jeszcze z czasów Pradawnych oraz wszelkie opisy magicznych sztuk, eliksirów a także wszelkie wiadomości o całym Pierwszym Świecie.
Owładnął mną strach.
Ja? Niemagiczna? W Khornet?
Ale jednocześnie poczułam lekką ekscytację.
Mogłabym nauczyć się magi? Przez te wszystkie lata przyzwyczaiłam się trochę do swojej inności. Czułam zazdrość, patrząc na inne elfy ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że ja też mogłabym robić to co one.
Czemu Mae wcześniej mi tego nie powiedziała? Moje palce zacisnęły się na papierze, zgniatając go. Mogła oszczędzić mi lat upokorzenia.
A teraz miałam tylko niepewność.
I nadzieję.
Podniosłam się z ławki i zagłębiłam się w labirynt ulic.

Dobrze. Koniec.
Come back and show must go on.

Co nieco: